W oczach przyjaciół

Adama Stanowskiego poznałem w Wyższym Seminarium Duchownym w Warszawie, do którego wstąpiłem w październiku 1950 roku. Podobnie jak ja, ze względu na studia wyższe, Adam został też przyjęty na rok trzeci. Właśnie wtedy się zaprzyjaźniliśmy. Opowiadał mi trochę o Sodalicji Mariańskiej, którą władze komunistyczne zlikwidowały już w 1949 roku. Razem byliśmy w Seminarium do ferii Bożego Narodzenia. Po Świętach Adam już nie wrócił do Seminarium, Dowiedzieliśmy się, że został aresztowany i uwięziony. Zobaczyłem go dopiero w 1956, w trzecim roku po moich święceniach kapłańskich.
O ile mnie pamięć nie myli to Stefan Wilkanowicz w czerwcu 1956 roku zorganizował dla kilkuosobowej grupy wyjazd na Mazury. Brali w niej udział Krystyna i Jerzy Kłoczowscy, Lidka Samborska i Adam Stanowski (wyglądało już na to, że będą małżeństwem), był oczywiście Stefan Wilkanowicz, a także ja.
Pamiętam jak przez radio Wolna Europa słuchaliśmy wiadomości o czerwcowych wydarzeniach w Poznaniu w wspominam nasze rozmowy na ten temat. Mieliśmy nadzieję, że w Polsce coś się zmieni. I rzeczywiście coś się zmieniło. Nadszedł październik, Ksiądz Prymas Wyszyński wrócił z "odosobnienia" w Komańczy. Nastąpiła lekka odwilż Gomółkowa w polityce PZPR. Gdzieś w zapleczu tworzyły się środowiska opozycyjne. powoli powstawał KOR, aż wreszcie Solidarność.
Adam Stanowski oczywiście się angażował w życie społeczno- polityczne Solidarności. Nic więc dziwnego, że po wyborach w czerwcu 1989 roku został senatorem RP, ale już w lutym 1990 roku dowiedzieliśmy się o jego śmierci. Bogu za niego dziękujemy.
Adam pokazał, jak bardo ważne jest powołanie, by być świeckim chrześcijaninem. Jako kapłan nie mógłby dać takiego świadectwa.
Bp Bronisław Dembowski, 2010

Prawdziwy wychowawca nie jest wodzem, lecz animatorem. Trzeba te dwie role dobrze odróżniać. Wódz wysuwa się na pierwszy plan, określa cele, porywa za sobą, kieruje (lub popycha). Widzi najpierw społeczny cel, do realizacji którego trzeba mobilizować ludzi (lub "masy"), ale oni sami są raczej na drugim planie. Animator zaś widzi przede wszystkim konkretnych ludzi i konkretną grupę. Chce im pomóc w rozwoju, z nich wydobywać aktywność i delikatnie organizować ich współdziałanie. Stara się nie narzucać im siebie, ani swoich idei, raczej trzymać się w cieniu. Otóż Adam był przede wszystkim animatorem jakby wbrew sobie.
Stefan Wilkanowicz, 1990 r.

Napisał niewiele, ale każda rozmowa z nim przynosiła więcej niż sterty przeczytanych książek. Był rozmówcą fascynującym przez szczerość, przenikliwość i oryginalność spojrzenia. Był jednym z tych ludzi, którzy budowali nową syntezę polskiej inteligencji, którzy w samym sobie łączyli wątki ongiś przeciwstawne i konfliktowe, budując z nich nową harmonijną całość.
Adam Michnik, 1990 r.

Adam Stanowski należał zaś do tych, którzy przeżyli szczególnie dużo. Poparzony od eksplodującej mu w kieszeni butelki z płynem samozapalnym, którą można było zniszczyć czołg, a nie tylko człowieka, nie miał prawa przeżyć nawet w lepszych warunkach niż te, które ofiarował szpital powstańczy. Tygodniami zawieszony na pasach, polewany wodą wapienną i rivanolem, przeżył w straszliwych męczarniach, na które nie było rady, bo i nawet morfiny nie było.
Jan Józef Lipski

Gdybym mógł najkrócej ująć jeden podstawowy rys Adama, powiedziałbym, że był człowiekiem żywego słowa w sensie najbardziej dosłownym i najbardziej biblijnym. Jego sposób mówienia łączył błyskotliwą intelektualną refleksję z nieskrywanym żarliwym emocjonalizmem. Mówił zawsze jasno, nie znosił mętniactwa [...] W Klubie Inteligencji Katolickiej, jako jego wiceprezes, potem przez, rozsądzał spory i prawne, i teologiczne. Był człowiekiem Słowa w sensie Biblijnym. Kiedy w czasie mszy św. czytał publicznie Słowo Boże, czynił to żarliwie. Jego przemówienia były "dawaniem świadectwa", miały rzadką siłę zatrzymywania czasu i zmuszania do wspólnej kontemplacji prawdy.
Jerzy Bartmiński

Drugie wspomnienie [...] dotyczyło procesu, w którym był sądzony za działalność wśród akademickiej młodzieży katolickiej. Sugerowano mu, żeby przyznał się do winy, co najprawdopodobniej wpłynęłoby na złagodzenie wyroku. Adam odmówił. Tłumaczył mi, że nie mógł tego zrobić chociażby ze względu na jednego milicjanta, który był na rozprawie. Nie mógł go zdemoralizować przyznaniem się do popełnienia przestępstwa, a z niewinności Adama ten milicjant musiał zdawać sobie sprawę.
Andrzej Paszewski

Kiedy w 1989 r. po raz pierwszy odbywały się, przynajmniej częściowo wolne wybory, Adam, choć ciężko schorowany, jednak stanął do pracy. Podjął wielki trud Senatora Rzeczypospolitej. Do ostatniej chwili poświęcał wszystko. Miał tylko jedno pragnienie, któremu dał wyraz przemawiając na Placu Litewskim 11 listopada 1989 r.: abyśmy szli ku kolnej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. On tę Najjaśniejszą wymarzył i wytęsknił [...] Szedł ku tej Polsce wiernej Bogu, ku Polsce wiernej człowiekowi, ku Polsce, która będzie otwarta dla wszystkich. Szedł ku Polsce, w której nie będzie dyskryminacji i prześladowań. Szedł ku Polsce, którą naród wyśnił już w Konstytucji 3 Maja: -  "ktokolwiek wstępuje na ziemię polską, jest wolny".
Mieczysław Brzozowski, 1990 r.

W strukturach założycielskich "Solidarności" Adam pełnił dość szczególną funkcję. Rzadko uczestniczył we "frontowych" działaniach w fabrykach. Zajmował się organizacją samokształcenia członków Związku i przygotowywał pierwsze wykłady Wszechnicy Związkowej. [...] Bodaj najważniejszą rolę odegrał jednak na innym polu. Powierzono mu prace organizacyjne w samym MKZ Adam prowadził zebrania, przygotowywał i uzgadniał decyzje, wdrażał działaczy robotniczych do praktyki demokratycznego podejmowania decyzji. Kto pamięta ten szalony czas zebrań do rana, sporów proceduralnych [...] ten rozumie, jak trudna i niewdzięczna, a zarazem jak ważna była to rola.
Wojciech Samoliński


Adam był zawsze - jak go pamiętam - chudy, schorowany, a mimo to mocny. Zapamiętałem go, gdy jako jeden z uczestników delegacji nauczycielskiej wszedłem na zebranie MKZ, aby jego członkom złożyć życzenia świąteczne w Wigilię Bożego Narodzenia. Weszliśmy, wydaje się, w bardzo nieodpowiednim momencie, atmosfera była bardzo napięta. Pamiętam przygnębioną twarz Adama. Okazało się później, że na tym posiedzeniu dostał zawału. Mimo to dalej go bezlitośnie eksploatowaliśmy. Rodzina pod­powiadała: „dajcie mu spokój", a my poszliśmy do szpitala - do człowieka po zawale przypomnieć mu, że miał mieć wykład we Wszechnicy nauczycielskiej i żeby przynajmniej to, co miał tam powiedzieć, nagrał na taśmę. Nagrał. Dzięki temu nauczyciele mogli wysłuchać jego wykładu. Dzisiaj, kiedy tak bardzo potrzeba nam rozsądnych uwag, jakie Adam był zawsze gotowy dawać, dzisiaj, kiedy jesteśmy wielu ówczesnych przyjaciół skłóceni ze sobą, Adama brakuje.
Zygmunt Łupina


Prokurator:
Oskarżony (Adam Stanowski) dążył do obalenia obecnego ustroju przemocą
Adam: Nie przemocą
Prokurator: Ale przecież oskarżonemu nie podoba się ustrój Polski Ludowej
Adam: Nie podoba mi się
Prokurator: Więc jak oskarżony wyobraża sobie jego zmianę?
Adam: Po prostu - kiedy Sejm, większością posłów,  uchwali zmianę na inny ustrój.
Prokurator mocno poirytowany, krzyczy: Milczeć! To jest niemożliwe, do tego nigdy nie dopuścimy!
Mieczysław Stępniewski (relacja z procesu, w którym Adam Stanowski został skazany na 7 lat pozbawienia wolności za próbę obalenia ustroju przemocą przy pomocy fałszywych argumentów - fragment listu do Aliny Stanowskiej)
 
Comments