Walka bez przemocy

Walka bez przemocy ogranicza się do wywierania na przeciwnika w konflikcie społecznym wyłącznie nacisku moralnego. Podstawą strategii tej walki jest zasada niewspółdziałania lub niewspółuczestniczenia. Opiera się ona na tezie: niesprawiedliwość jest tak głęboko zakorzeniona w społeczeństwie dlatego, że umożliwia ją współudział większości członków społeczeństwa. Gandhi, analizując sytuację Indii, pisał: To nie tyle karabiny angielskie są odpowiedzialne za nasze poddaństwo, co nasze dobrowolne współdziałanie. Siła władzy opiera się na dobrowolnym lub wymuszonym współdziałaniu ludzi. Jeżeli okażemy się zdecydowani i zjednoczeni w naszych zamiarach, rząd będzie musiał ugiąć się do naszej woli lub upaść. Panowanie niesprawiedliwości opiera się nie tylko na terrorze. Panowaniu temu służy też bierność ciemiężonych i ich przyzwolenie na niesprawiedliwość w imię świętego spokoju, własnych wygód, małych interesów. Naród, który milczy ze strachu, ulega propagandzie, naród służalczy i posłuszny jest najlepszym sojusznikiem władzy, która go uciska. Jest współwinny zła. Strategia walki bez przemocy polega więc na odmowie udziału w niesprawiedliwości i na wywieraniu nacisku społecznego na rządzących, by zmusić ich do ustąpienia. Do takiej walki pozyskać trzeba jak najszersze kręgi społeczne.

Czasem wystarczyć mogą możliwości gwarantowane przez prawo (np. przestrzeganie zasad bhp w strajku włoskim), ale jeśli te środki okażą się nieskuteczne do zwalczenia niesprawiedliwości, należy wejść na drogę nieposłuszeństwa obywatelskiego, czyli świadomego i konsekwentnego łamania niesprawiedliwego prawa.

Walka bez przemocy nie musi zmierzać do zniesienia jakiegoś prawa, może mieć na celu przestrzeganie prawa już istniejącego, ale zapomnianego. Jest to strategia wielu opozycjonistów w ZSRR i krajach Europy Wschodniej. Wymagają oni od rządzących respektowania konstytucji, którą sami napisali, praw i traktatów międzynarodowych, które sami ratyfikowali. Odrzucają podporządkowanie się rozkazom partii, ale nie łamią prawa państwowego. Rosyjski dysydent Włodzimierz Bukowski pisze: Potępiamy ten reżim nie dlatego, że się nazywa socjalistyczny, lecz że jest zbudowany na samowoli i odebraniu praw oraz że próbuje siłą narzucić swoją debilną ideologię, zmuszając wszystkich do kłamstwa i hipokryzji.

Ważnym elementem strategii walki bez przemocy jest tzw. program konstruktywny, rodzaj pracy „u podstaw". Polega on na organizowaniu takich instytucji i struktur, które pozwolą na samorealizowanie dążeń i potrzeb społecznych i które jednocześnie pełnią podobne funkcje w społeczeństwie do tych instytucji i struktur, które się kontestuje i z którymi odrzuca się współpracę. Program ten obejmuje również pomoc dla osób prześladowanych.

W każdej sytuacji krzywdy, zniewolenia i niesprawiedliwości uwikłane są trzy strony:

1) ten, kto czyni niesprawiedliwość, krzywdę, zniewolenie - opresor;

2) ten lub ci - gdyż z reguły są to grupy, a nie pojedyńczy ludzie - którzy są przedmiotem zniewolenia, a więc ofiary;

3) ten, kto nie jest bezpośrednio ani opresorem, ani ofiarą - świadek.

W każdej sytuacji za ucisk, opresję, zniewolenie czy krzywdę odpowiedzialne są trzy strony i wszystkie trzy są jednocześnie ofiarami. Na pozór wydaje się to paradoksalne.

Oczywistą jest odpowiedzialność opresora, możemy uznać pewien stopień odpowiedzialności świadka, ale jakże możemy odpowiedzialnością za krzywdę obciążać tego, komu jest ona wyrządzana? A jednak, gdy mamy do czynienia ze złem systematycznym, ze ziem, które stanowi system społeczny, to z reguły ci, którzy są systemu ofiarami, podtrzymują system, współtworzą niesprawiedliwość i krzywdę przez to, że znoszą ją bez sprzeciwu i godzą się na nią. Tylko po poddaniu się ofiary może trwać niesprawiedliwość, tylko dlatego, że ofiara ma zniewoloną duszę, może istnieć niewolnictwo.

Rozumiemy, że ofiara jest ofiarą. Można twierdzić, że w jakimś sensie ofiarą jest świadek, ale co znaczy, że ofiarą jest opresor? Otóż system istnieje dla jego korzyści, ale już nie dla jego dobra, które w systemie krzywdy i zniewolenia cierpi najbardziej. W przypadku ofiary jej krzywda nie jest największa w tym, co się jej zabiera, lecz w znieprawieniu, któremu ulega ona przez swoje zniewolenie, w zdegradowaniu człowieczeństwa, które się przez zniewolenie dokonuje. Jednak zdeprawowaniu i zdegradowaniu w największym stopniu ulega opresor, bo jego rola jest najbardziej niemożliwa do pogodzenia z godnością człowieka - by tę rolę spełniać, musi zaprzeć się swego człowieczeństwa. Kiedy to sobie uświadomimy, będzie nam łatwiej zrozumieć, że dążąc do zniesienia krzywdy, niesprawiedliwości i ucisku, działamy po to, by wyzwolić wszystkich. Jeżeli rzeczywiście dążymy do stworzenia gwarancji, że człowiek nie będzie bił człowieka, to mamy na myśli zarówno dobro tego, kto jest bity, jak i tego, kto bije, bo chcemy, by żył jak człowiek, a więc chcemy jego dobra. To jest podstawą sprawiedliwości.

Jeżeli tego nie uda się nam osiągnąć, cokolwiek zrobimy, zrobimy na próżno, bo nic w istocie nie zmienimy. Jedyne, co możemy osiągnąć, to odwrócenie ról, jak się to już nieraz w historii zdarzało. Uruchomimy błędne koło rewanżu i agresji, nic przy tym nie osiągając, prócz tego, że znajdziemy się w gorszej sytuacji od tych, którzy biją i zapewnili sobie prawo do bicia. Pamiętajmy, że nie dążymy do zwycięstwa, ale do sprawiedliwości. Nie chodzi o to, byśmy my zwyciężyli, a oni przegrali. Nie chodzi o to, by stanęło na naszym. Chodzi o to, by wprowadzić sprawiedliwość, o to także, by przeciwnikowi dać szansę odnalezienia się w tej nowej sytuacji godnie i po ludzku.

Długo zastanawiałem się, po co były bajki o tym, jak to „Solidarność" miała wieszać partyjnych i milicjantów, porywać dzieci, jak to od dawna po kryjomu sposobiła stosowne listy... Do czego to służyło? Przecież wiadomo było, że ani w kraju, ani za granicą nikt w to nie uwierzy. A jednak znaleźli się tacy, co uwierzyli. Byli to ci, którzy sami dokonali zbrodni - oni uwierzyli w to naprawdę. Skoro uwierzyli, to wiara ta była im potrzebna, by usprawiedliwić przed sobą i przed światem to, co robili. Wierzyli, by mieć alibi. Otóż musimy uświadomić sobie, że każdy akt agresji z naszej strony, agresji moralnej czy fizycznej, dostarcza takiego alibi. Opóźnia chwilę, w której opresor będzie sobie musiał powiedzieć: nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Musimy pamiętać, że przez swoją agresję dostarczamy mu usprawiedliwienia.

Artykuł opublikowany pod pseudonimem „ert" w: „Miesięcznik - opinie, komentarze, analizy" (wyd. NSZZ „Solidarność") 1982 nr 5 s. 27-28.

Comments